Bornholm 2002

Hey, rowerem na Borbholm - czy mnie pogieło ?, nie właśnie to miało zapobiedz wygięciu.


To droga ze Słupska do Ustki. Pojechaliśmy opłotkami co zdecydowanie negatywnie wpłynęło na prędkość przejazdu. Dodatkowo jakiś "Uniarz" wykupił część gruntu i zamknął drogę a objazd bokiem przez pokrzywy był tesem wytrzymałości. Pieprzę prywatne tereny i w d.. mam taką wolność !.

No dobra, do ustki udało się nam dojechać z bąblami, ale za to z brzuchami pełnymi jerzyn, które obrodziły niesamowicie. Nocleg na campie w Ustce w namiocie harceskim za chyba 8 złotych.

W nocy sen trochę utrudniały komary ale dało się wytrzymać. Rano, skoro świt pobódka. Spidem do portu, odprawa, zakup biletów (jakie koniecznie trzeba zarezerwować - najlepiej telefonicznie), zapłata 90 PLZ, odprawa celna i około 7-mej jesteśmy na katamaranie.
Radość odpłynięcia a potem bujanie, dla niektórych żyganie, ale koniec końców po niecałych trzech godzinach dopływamy do Nekso portu na wschodzie Bornholmu. Niektórzy już nawaleni bezcłowym alkoholem - my nie.
Tam ponownie odprawa i ponad 30 rowerzystów wyrusza na podbój wyspy.
Słonecznie ale nie zaupalnie - tak lubię.
No i wylegli wszycy do centruma, wymiana kasy, pierwsze wrażenie - ceny za żarełko upsss...r, lody - wow jakie drogie. Nic tu po nas - poszpanowaliśmy na rynku i w drogę.
Jedziemy na północ.Ot i pierwsze "zabytki". Działający wiatrak ze sklepem z pamiątkami.
Wybrzeże północne jest skaliste i wietrzne. Malownicze miasteczka - to chyba Godhjem.
Wykąpać się tutaj - raczej nie bardzo, chyba że w kasku.
Miasteczka absolutnie czyste, ruch prawie żaden. Na zdjęciu kwiatki w oknach Allinge.
Dużo straganów i sklepików sprzedających starocie. Tutaj drewniaki z holewami.
Ot i punk widokowy - gdzie ? nie pamiętam ...
Znowu starocie i auto - na chodzie - sporo ich na wyspie.

Starocie w cenach dostępnych. Np. stary używany rower, starodawna rama, można kupić za 50 złotych !

Na targu "lokalnie" wyglądające wiatraczki.
A tu ciekawostka. Rzędowa czwórka na kardanie z zaworami na wierzchu. Motocykl utrzymany super - Nypel - słyszał ktoś o takiej firmie ?. Chodził i wyglądał jak prawdziwy "Indian", ponoć ma prawo występować na ich zlotach w USA.
A to biblioteka miejska. Urocza - nes pa ?
Najdalej na północ wysunięty fragment wybrzeża - Sandvig.
A to widok na kamieniołomy. Dojazd taką stromizną że prawie spuchłem na najwyższym przełożeniu, jadąc na stojaka (na obronę dodam, że obładowanym rowerem). Widok boski a w tle największy zamek w Danii, jeden z większych w Europie.
Sielanka - choć nie można dojechać rowerem. Zostały na parkingu w gronie ponad setki pełnych, wypasionych turystyków za 1000 $ od sztuki. W tle zamek w Hammerhus.
Zamek na wzgórzu, zmęczone ciałka pięknie studzi bryza morska. Ruiny takie jak lubię - zamkowe a nie pałacykowe...
... z widokami zapierającymi dech w cyckach...
... nie zabudowane, bez kawiarenek i takich tam innych straganików. Czyste ruiny jak kiedyś w Ogrodzieńcu czy Olsztynie. Czyste i zadbane - oraz nieodpłatne !
Droga rowerowa do Ronne. Było tu tule jerzyn, że nie sposób było zjeść nawet drobnej ich części. Nie tak dobre jak polskie, ale słodkie, duże i wciągające. Tak się nawciskałem, że nie miałem siły nawet popić (ani wyjść bo się zapłątałem w kolce po pas).
Stolica wyspy Ronne nie wzbódziła naszego zachwytu, ale jest to najmniejsza stolica jaką znam. To jakiś budyneczek na peryferiach.
A to port główny do którego docierają promy z samochodami z Danii i chyba Niemiec.
Wybrzeże zachodnie za stolicą, też ładne ...
A to ewenement na skalę światową. Okrągły kościół, jaki służył jako spichlerz na zboże, warownia obronna przed słowianami (tak, tak wzieliśmy odwet za wikingów) i dom modlitwy.
A tak to to wygląda od środka. To chyba w Nylarsker.
Prowadzi tutaj piękna droga rowerowa na nasypie nieczynnej kolejki wąskotorowej.
A to chyba najbardziej znane miejsce w Akirkeby. Słynne (choć nie wiem z jakiego powodu) gęsi. Ot jedna ugryzła mnie w - no sami wiecie.
Jeden z noclegów na polu namiotowym - tańszym o 60% od najtańszych campingów. Nic tu nie ma poza miejscem pod namiot, kranem z wodą i kiblem w budce. Super, zupełnie jak kiedyś w Bieszczadach.
W turystycznych informacjach można znaleść folder z lokalizacją tych "ferm" na Bornholmie. Jest ich niewiele ale godne sa polecenia dla oszczędnych. Rozpaliliśmy wieczorem ognisko, graliśmy na gitarze, flecie i śpiewaliśmy do północy.
Południowe plaże, Dueddle (co za nazwa). To takie najdroższe plaże na wyspie, trochę więcej ludzi niż gdzie indziej, więcej aut i opalających się turystów. Zaowocowało to znowu dużą ilością knajpek, barów, ciepłych psów i innych takich.
I znowu Nypel - ale w takim stanie że powaliło mnie na kolana. Zadbany, czysty, sprawny i piękny. Właściciele tak sympatyczni że mało się nie pobeczałem ;-)
Ostani poranek na Bornholmie -wschód słońca. Jesteśmy na jednym z tanich pól namiotowych. Kibel - pod drzewkiem, woda - z dużego baniaka, prysznic - ręczana pompa z tego baniaka - REWELKA.
Powrót na prom do Neske atostradą rowerową. Wracamy szczęśliwi, wypoczęci, wyciszeni. Odnalazłem w rowerze to czego mi brakuje w motocyklu - ciszy, spokoju podróżowania i szczęsia posiadania niewiele. Ponadto nie trzeba się zanadto ubierać, można chodzić ze sprzętem wszędzie (no prawie).
Jedyny feler to to, że trzeba pedałować i czasami stary jak ja pryk zapoci się do majcioch.
A to nie skansen - takie auta służą do końca. Ta ciężaróweka Ford A załadowana zdartym poszyciem dachu ciężko pracowała dla swojego pana - zupełnie jak w filmach z kaczorem Donaldem.
Ot i taki domeczek jakich wiele.
Tu dokonaliśmy obrzędu pożegnania z Bornholmem. Obiadek, ostanie piwko. A jest ono bardzo tanie, 90 groszy za buteleczkę plus 1.5 złotych za wymianę !. To proste rozwiązanie i nie ma problemu szwędających się po okolicy butelkek. W takich samych proporcjach jest kaucja za plastikowe butelki. Proekologicznie..

Prom powrotny był bardziej wykrztuśny bo bardziej bujało i towarzysto było zlekka podpite i obrzarte. Zchodziliśmy z zielonymi minami w Ustce całe szczęście po ciemku. Na campa pod harcerski namiot. Szkoda. Tydzień jak w mordę strzelił i już po wszystkim...

Wydałem na tygodniowy pobyt tj. na campingi, piwo, chleb, trochę żarcia, lody - niecałe 200 złotych. Dodając prom 90 zł w każą stronę nie jest to kwota wygórowana.


Powrót do strony głównej